W ostatnim czasie miało miejsce buchające rozognionymi iskrami zwarcie na linii blog-ja, spójny do tej pory system nagle uległ uszkodzeniu, procesor osiągnął krytyczny punkt przeciążenia, siadła cała zdalnie sterowana aparatura, a oprogramowanie zostało zawirusowane trojanami, robakami i innymi nieproszonymi gośćmi. No czarne wizje, chaos i psychozy. A teraz serio, w maksimum potencjału blogowego nagle padło narzędzie zdjęciotwórcze i po prostu musiałam poczekać na nowe. Tyle. Żadne tam inne filozofie, kryzysy, czy przesilenia.
Porzuciłam cały dotychczasowy arsenał kapeluszy, watahę sukienek i tabory obcasów na rzecz minimalnej łuny blogowego lansu, właściwie to pyłku, bo cóż innego mogłoby się sypać za bluzą i jeansami? Dziś tylko procesja każiualu. Bo wygodnie, bo mięknie (miękko i pięknie). Pochwalę się tylko septum!
.